Co łączy Miss World, Papieża i Dalai Lamę? Raczej nie uroda, wspólna religia również. Być może intelekt bądĂ
Âş zamiłowanie do wędkowania czy kotów. Na pewno jednak jest coś, co łączy ich zdecydowanie mocniej. Chyba wszyscy wiemy czego pragnie każda modelka na świecie: "World Peace". Tak jak Papież i duchowy przywódca Tybetańczyków. Czy są to jednak pobożne życzenia? Czy też może populistyczna gadka, bo w porównaniu z wiekiem XX jest na świecie dość spokojnie? Otóż nie jest...
Odkąd neandertale skumali, że kia i kamienia można użyć nie tylko wobec mamuta ale i również współplemieńca, świat trwa w permanentnej wojnie. Wojnę i zabijanie mamy we krwi. Lubimy to i jesteśmy w tym dobrzy, jako jedyny gatunek potrafimy czerpać perwersyjną przyjemność z zabijania. Od małego jesteśmy uczeni zabijania, media epatują przemocą, a my niby tylko biernie patrzymy i chłoniemy jak gąbka kolejne techniki skutecznego uśmiercania. Dzięki temu wiemy, że strzelając do kogoś najlepiej posłać mu dwie kule w serce i jedną w głowę, tak dla pewności.Jeśli skurwiel jakimś cudem nadal żyje, to albo jest to pieprzony metalowy Rambo-Schwarzenegger albo jednak nieuważnie oglądaliśmy TV.
Nie w tym jednak rzecz, istotą jest szersze ujęcie sprawy.
Dla potrzeb swojego pseudointelektualnego wywodu przeanalizuje kilka sytuacji. Najpierw Indie i Pakistan. Do niedawna trwały konflikt między tymi państwami zdawał się nieunikniony. Dziś jest trochę lepiej, ale po kolei. Indie swego czasu były kolonią brytyjską. Hindusi i muzułmanie żyli między sobą we względnej zgodzie, jak normalni sąsiedzi, tworząc społeczność. Niestety, pojawił się biały człowiek ze swoją cywilizacją i postrzeganiem świata. Spojrzał na hindusów, spojrzał na muzułmanów i spytał: "Jak to, dwie różne nacje, dwie różne religie i żyją ze sobą w zgodzie? Toż to nie przystoi! Wy się teraz pozabijajcie, a my w międzyczasie napijemy się herbaty". Tak też się stało. Nagle obie strony dostrzegły swoje odmienności i różnice i równie nagle nie potrafiły się więcej dogadać. W międzyczasie Brytyjczycy wycofali się z kolonii, terytorium podzieliło się na Indie i Pakistan. Rozpoczął się długi i krwawy konflikt tak na prawdę o nic, zginęły setki tysięcy osób.
Podobnie sprawa ma się teraz w Palestynie. Zwykli ludzie, Palestyńczycy i Ă
Âťydzi nie mają zbyt wiele do siebie, mieszkają obok, handlują ze sobą, koegzystują. Konflikt zaczyna się na szczeblu władzy. Jedna i druga strona podjudza swój naród do wojny, której oba narody nie chcą. Oba żyły tam od zawsze, od zawsze się kłócili ale dawali radę. Tworzenie gett, murów, kontrole, ostrzał obozów uchodĂ
Âşców czy zamachy terrorystyczne to nie pomysł Ahmeda czy Jakuba, handlujących cytrusami na pobliskim bazarze, tylko władzy.
Indie i Pakistan doszły jednak do porozumienia z prostej przyczyny. Cholernie bały się siebie nawzajem, gdyż oba kraje dysponują bronią atomową. Obie strony miały dość życia w permanentnym strachu przed nuklearnym holocaustem, nikt by tej wojny nie wygrał. Dlatego zawarto rozejm, dzięki czemu wygrali wszyscy. Dziś Indie i Pakistan w miarę normalnie ze sobą żyją, mając jednak na względzie dawne urazy, ale jest lepiej, bezpieczniej, z lepszymi rokowaniami na przyszłość. Czemu więc Palestyna i Izrael nie zawrą pokoju?
Bo tutaj konflikt nie jest równomierny Palestyna nie jest w stanie z pozycji słabszego narzucić Izraelowi warunków pokoju, ani nigdy nie przyjmie rozwiązań narzuconych przez Izrael z pozycji silniejszego. Izrael jest większy, bogatszym z liczniejszą i lepiej wyposażoną armią. Oraz ma arsenał nuklearny, przez co ... nie tylko Palestynę, ale wszystkie kraje arabskie. Ta paranoidalna sytuacja, gdzie jeden mały kraj z atomówką stawia pod ścianą cały arabski świat to wynik polityki USA. Rozpropagowali oni w świecie tezę, że Arab to terrorysta. Każdy Arab. Ale Arabowie mają ropę i gaz, których USA potrzebuje. Podtrzymują więc dobre stosunki ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi poświęcając całą resztę. Dali Izraelowi bombę aby zagwarantowała pokój na Bliskim Wschodzie. Tak się jednak nie stało, Izrael pewny siebie i swego sojusznika folguje sobie, na co dumni Arabowie nigdy się nie zgodzą. USA jednak potrzebuje spokoju w tym regionie.
Nie kto inny jak USA dawał Iranowi technologię budowy reaktora atomowego, za którego konstrukcję grozi mu dziś wojną. Nie kto inny jak USA zbroił Irak, by go potem dwukrotnie najechać. Paranoja? Nie kto inny, jak nawołujące do pokoju USA brało udział w większości konfliktów zbrojnych w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. I i II Wojna Ă
ĹĄwiatowa, Zatoka Ă
ĹĄwiń, Wietnam, Korea, dwie wojny w Iraku, Afganistan. I jako jedyni użyli bomby atomowej. Przeciwko cywilom...
Dziś ich prezydent odbiera Pokojową Nagrodę Nobla, za prowadzenie dwóch wojen i szykowanie się do trzeciej. To jest dopiero paranoja... najgorsza jest ta ich przykrywka. Kiedyś wojnę wypowiadano wprost i wiadomo było za co: "Lubimy waszą ropę, wasze morze i wasze kobiety- WOJNA!". Dziś? Walka z terroryzmem. A po cichu zasoby, szlak handlowy, opium. World Peace my ass...
Czy jednak grozi nam globalny konflikt, jak podczas II WĂ
ĹĄ? Szczerze wątpię, chyba że pod pewnym warunkiem- katastrofa klimatyczna, pociągająca za sobą kryzys ekonomiczny i społeczny. Wtedy świat stanie w ogniu walcząc o zasoby pożywienia i wody. Państwowość jako taka przestanie mieć znaczenie, ludzie będą walczyć o przetrwanie pod każdym sztandarem i zabiją każdego, kto stanie na ich drodze. Tak więc wątpię w globalną wojnę o poglądy, ideologię, rasę czy religię. Wystarczająco dużo ludzi zginęło za takie pierdoły, przez mącenie umysłów, choć chodziło ZAWSZE o zasoby.
Czy wojną można jeszcze dziś coś osiągnąć? Ostatnie 50 lat pokazuje, że nie. Wojna w Iraku wpędziła USA w ekonomiczną zapaść, gdyż kosztuje zbyt wiele, a kraj zaangażował się jeszcze w Afganistan. Teraz aby wyjść z tego z twarzą nie mogą się tak po prostu wycofać, więc koszta rosną. Cierpliwość międzynarodowej społeczności względem Izraela również się kończy. Korea Północna też wkrótce zrozumie, że nic na straszeniu świata nie ugra. Gdy jedni drugich traktują z pogardą i wrogością, skończy się to tylko rzezią. Rzezią cywili, których ten konflikt w ogóle nie interesował.
Czego więc trzeba, by uratować świat przed chaosem wojny? Tak na szybko, to dać Iranowi bombę nuklearną, wtedy Izrael przestane sobie pozwalać, siły na Bliskim Wschodzie się zrównoważą, co wymusi pokojowe rokowania. Jest to jednak rozwiązanie tymczasowe. Prędzej czy póĂ
Âşniej zostanie w końcu opracowana bomba (zwana obecnie neuronową), zabijająca co żywe na danym terenie, lecz struktury pozostają nienaruszone, nie ma też promieniowania ani skażenia. Pyk i wroga nie ma. Kto zawahałby się użyć takiej broni? Zaraz usłyszelibyśmy, że to humanitarne, że giną szybko, że nie niszczą dobytku, dziedzictwa kulturowego. Po prostu bomba! Dosłownie i w przenośni.
Ponawiam więc pytanie, czego trzeba, by uratować świat przed chaosem wojny?
Odwagi. Odwagi wśród ludzi, odwagi wśród ich liderów, którzy spośród ludu powinni się wywodzić. Oraz spokoju. Siły spokoju. Odwagi, spokoju i cierpliwości. Tak jak odważny był człowiek zatrzymujący kolumnę czołgów na placu Tiananmen, tak jak silny w swym spokoju był naród zjednoczony pod sztandarem Solidarności, tak jak cierpliwi są Tybetańczycy, czekający na swoją wolność.
Pokój trzeba propagować, pokój trzeba pielęgnować, pokój trzeba szanować. Odrzucić ideologię, rasę i religię. Potrzeba wzajemnego szacunku. Szacunku dla różnic, bo przecież wszyscy jesteśmy tacy sami. Konflikt jest twórczy, gdy obie strony się szanują i dochodzą do porozumienia, natomiast różnice są po to, aby się od siebie nawzajem uczyć.
Pokój bracia i siostry!
A Tap Madl? Nie dość, że łądne, to jeszcze nawołują do pokoju. I jak tu nie lubić modelek?
